Recenzja filmu

Pojutrze (2004)
Roland Emmerich
Dennis Quaid
Jake Gyllenhaal

Epoka lodowcowa

Roland Emmerich w ciągu kilkunastu lat pracy w Hollywood zyskał sobie przydomek "Master of Disaster" (Mistrz zniszczenia) oraz opinię filmowca, który za duże pieniądze kręci niekoniecznie dobre,
Roland Emmerich w ciągu kilkunastu lat pracy w Hollywood zyskał sobie przydomek "Master of Disaster" (Mistrz zniszczenia) oraz opinię filmowca, który za duże pieniądze kręci niekoniecznie dobre, ale za to przebojowe filmy. Ja wobec Emmericha mam stosunek ambiwalentny. Z jednej strony uważam go za jednego z niewielu reżyserów, którzy wiedzą, jak wykorzystać w swoich filmach efekty specjalne, z drugiej jednak od jego obrazów odrzucają mnie szczątkowy z reguły scenariusz, nachalna symbolika, patos i męczące moralizatorstwo. Wchodzące właśnie na nasze ekrany katastroficzne "Pojutrze", jest wzorcowym przykładem takiego właśnie "emmerichowego" kina. Kiedy światem zaczynają niespotykane zmiany pogodowe meteorolog Jack Hall zaczyna podejrzewać, że niebawem spełnią się jego najgorsze przeczucia. W wyniku ocieplenia się klimatu rozpuszczeniu ulegają czapy polarne, a uwolniona w ten sposób słodka woda zakłóca prądy morskie, które stabilizują klimat na Ziemi. W troposferze zaczynają tworzyć się olbrzymie chmury burzowe, w Tokio spada grad wielkości piłek, a Los Angeles zostaje zniszczone przez pojawiające się nagle tornada. Następstwem tych wydarzeń jest gwałtowne ochłodzenie klimatu (temperatura spada w tempie 10 stopni na sekundę) oraz pokrycie północnej części ziemskiego globu grubą warstwą lodu. W tak trudnych warunkach Jack Hall musi wyruszyć na niebezpieczną wyprawę do skutego lodem Nowego Jorku, gdzie wraz z przyjaciółmi przebywa jego syn. "Pojutrze" to typowy przykład kina katastroficznego zrealizowanego zgodnie ze standardami gatunku wyznaczonymi przez tak głośne produkcje jak "Trzęsienie ziemi", czy "Płonący wieżowiec". Na początku poznajemy zatem grupę bohaterów, których losy będziemy śledzić przez najbliższe dwie godziny. Wśród nich są naukowcy przewidujący mającą się niebawem wydarzyć katastrofę, jak i sceptyczni politycy oraz generałowie, którzy odrzucają wszelkie ostrzeżenia uważając je za szkodliwe brednie. Wszelkie znaki na niebie i ziemi zwiastują nadciągające nieszczęście, ale - jak to w tego rodzaju filmach bywa - kiedy przyjdzie opamiętanie, będzie już za późno. "Pojutrze" to niestety film składający się z utartych schematów i klisz. Naukowców starających się ostrzec przed zbliżającym się niebezpieczeństwem nikt nie chce słuchać, generałowie są głupi, a politycy głusi na przestrogi. Żeby było bardziej wzruszająco w obliczu zagłady współczesnej cywilizacji łączą się rozbite małżeństwa, zwykli ludzie zdobywają się na bohaterskie czyny, a przyjaciele poświęcają swoje życie w imię wyższych celów. Nad tym wszystkim niezłomnie góruje Statua Wolności, która mimo otaczającego ją lodowca nadal dzierży w dłoni znicz i daje nadzieję tysiącom uwięzionych w Nowym Jorku ludzi, prezydent jako ostatni mieszkaniec Waszyngtonu ewakuuje się z Białego Domu, a amerykańska flaga choć zmarznięta dumnie wisi na maszcie. Poza tym, że jest patetycznie, to niekiedy jest również głupio, co mocno utrudnia zaangażowanie się w opowiadaną historię. Uwięzieni w miejskiej bibliotece bohaterowie aby się ogrzać palą książki - co jest pretekstem do wzruszającego monologu na temat kultury i jej znaczenia w historii ludzkiego gatunku, ale nie palą już żadnego krzesła, czy mebli, a z późniejszych scen wynika, że takowe przedmioty w gmachu były. Dlaczego? W końcu drewno pali się dłużej niż papier. Nieco wcześniej jedna z bohaterek cofa się do zalanego wodą samochodu, w którym pewna kobieta zostawiła swoją torebkę. Robi to mimo, iż wprost na nią z ogromnym hukiem zmierza kilkunastometrowa ściana wody niszcząca wszystko, co napotka na swojej drodze. Gdyby nie takie "kwiatki" całkowite nieprawdopodobieństwo opowiadanych wydarzeń - na dzień dzisiejszy naukowcy w ogóle wykluczają możliwość powtórnego zlodowacenia - dałoby się jeszcze jakoś przełknąć. Tak niekiedy bywa śmiesznie, a publika najczęściej śmieje w takich momentach, w których twórcy filmu zapewne by sobie tego nie życzyli. Powodem do śmiechu są również dialogi, które w "Pojutrze" osiągnęły żenujący poziom brazylijskich telenowel. "Kocham cię i ja cię kocham", "Wróć do mnie, wrócę", "Boże chroń nas", "Powiedz jej, co czujesz" i tym podobne "złote myśli" zajmują większą część ekranowego czasu przewidzianego na konwersacje. Znając wcześniejsze dokonania Emmericha idąc do kina nastawiałem się tego rodzaju "wpadki", jednak liczyłem, że przy niesamowitych efektach specjalnych, których zapowiedzi mogliśmy zobaczyć w zwiastunach, zejdą one na drugi plan i nie będą tak raziły. Niestety, tutaj czekał mnie kolejny zawód. Efekty specjalne oczywiście są, ale jak na megaprodukcję Rolanda Emmericha jest ich stosunkowo niewiele. Twórca "Dnia Niepodległości" starał się chyba udowodnić, że potrafi zachwycić widzów nie tylko efektami wizualnymi, ale również frapującą i wciągająca fabułą oraz ciekawymi, wielowymiarowymi bohaterami. Tak się jednak nie stało. Bohaterowie są papierowi, fabuła miejscami przynudza, a najlepsze fragmenty to nadal te z efektami specjalnymi. Sceny zniszczenia Los Angeles przez tornada, czy zatopienie Nowego Jorku przez gigantyczną falę to sekwencje, które na długo pozostają w pamięci. "Pojutrze" broni się od strony technicznej. Film, jak na hollywoodzką superprodukcję przystało, zrealizowany jest perfekcyjnie. Doskonałe zdjęcia, montaż i oczywiście efekty zadowolą nawet najbardziej wybrednych fanów X Muzy. Szkoda, że w parze z technologicznym perfekcjonizmem nie idą ani solidny scenariusz ani aktorstwo. Rozczarowałem się "Pojutrzem" srodze. Po bardzo średnim "Patriocie" i żałosnej "Godzilli" miałem nadzieję, iż Emmerich będzie starał się zrehabilitować realizując widowisko, które jeśli nie przebije, to chociaż dorówna jego największemu przebojowi "Dniu Niepodległości". Film ten, choć również miał na kolanie pisany scenariusz, epatował patosem i polityczną poprawnością dostarczał jednak solidnej porcji rozrywki i - co najważniejsze - w przeciwieństwie do "Pojutrza" nie pozwalał się nudzić.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Nie sposób dojść, czemu Amerykanie są tak rozmiłowani w kinie katastroficznym. Jedno jest pewne: dzięki... czytaj więcej
Wizja zagłady przedstawiona w filmie "Pojutrze" bez wątpienia jest wariantem, którego nie powinniśmy się... czytaj więcej
Nie od dziś wiadomo, że Amerykanie wręcz kochają ratować świat i naprawiać, wedle własnego planu. Tym... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones